Artur Kulesza - osoby, które
miały okazję poznać tego Pana osobiście, wiedzą jakim jest człowiekiem.
Niesamowicie skromna osoba, z którą rozmowy mógłby trwać godzinami. Pasjonat
gór oraz biegów górskich, instruktor PZLA, organizator między innymi takich biegów
jak: Salamandra Ultra Trail czy Piekło Czantorii.
Artura
poznałem podczas zawodów w Karłowie. Poznaliśmy się na szlaku Supermaratonu Gór
Stołowych, gdzie spędziliśmy wspólnie dobre kilka godzin. Pokonując kolejny raz
podejście pod Szczeliniec - nie przeszkadzała mu moja "podwórkowa
łacina", a rozmowy o zmrożonym chmielowym trunku - przybliżały nas do
mety. Dzisiaj wiem, że trasę tego biegu, mógłby pokonać z zamkniętymi oczami.
Artur przypomnij proszę, ile razy brałeś udział w SGS-ie?
Musiałem
sprawdzić, bo prawdę mówiąc nie pamiętam, w 2012 roku wystartowałem po raz
pierwszy. Od tamtego czasu we wszystkich, czyli 8 edycji.
Dlaczego akurat SGS?
Po
tylu latach trudno to powiedzieć. W tamtym czasie było niewiele zawodów na
takich dystansach, poza tym nigdy nie byłem wcześniej w tamtym rejonie, a więc
skorzystałem z okazji. Przypominam sobie, że poniekąd wynikało to z pewnej
bardziej skomplikowanej sytuacji. Byłem za wolny na krótsze dystanse, miałem za
sobą dwa epizody z przetrenowaniem… Skomplikowany temat.
Na szlaku wspominałeś, że to Twój ostatni start na
dłuższym dystansie- coś się zmieniło od tamtej pory?
Po
roku uważam, że była to słuszna decyzja. Mnóstwo czasu zajmują mi codzienne
obowiązki: praca, treningi z dziećmi, wyjazdy na zawody, organizacja zawodów.
Ciężko w to wszystko wcisnąć treningi, które wymagają więcej czasu niż ten,
którym dysponuję. Po prostu poczułem się zmęczony i poniekąd wypalony. Podczas
tych kilku godzin na trasie wspomniałem Ci, że zabrakło mi motywacji.
Przestałem mieć serce do takich dystansów.
Dlaczego stwierdziłeś, że nie chcesz już startować na
dystansie Ultra? Jesteś dobrym zawodnikiem, wielokrotnie stawałeś na podium
podczas SGS, a przecież z ultrasami jest jak z winem: "Im starszy, tym
lepszy".
Częściowo
odpowiedziałem wcześniej. Nie jestem dobrym zawodnikiem. Po tylu latach
biegania jest nas niewielu i zawsze gdzieś można się wcisnąć :D. Podjęcie tej
decyzji zajęło mi sporo czasu. Oswajałem się z nią przez lata. Pomagała mi w
tym znajomość z ludźmi, z którymi przemierzyliśmy prawie wszystkie pasma
górskie w Polsce, nota bene byłem najmłodszy. Najstarszy z naszej grupy
osiągnął już piękny wiek 80 lat. To była i jest moja odskocznia od biegania,
azyl, w którym zawsze mogłem się schronić. Mądrzy ludzie… Zamiast biegów ultra
postanowiłem wrócić do swoich korzeni - biegów na dystansach 10 i 15 km, ale
już bez większego ścigania, a możecie mi wierzyć, że może to być bardzo
satysfakcjonujące. Inny trening, taki jaki lubię. Przyznam się, że chyba tylko
raz przebiegłem na treningu 100 km w ciągu tygodnia, moi zawodnicy biegają nie
więcej niż 70-80 km i odnoszą sukcesy na dystansach do 100 km, a więc taki
trening też ma sens.
Zanim poznaliśmy się bliżej - wspominałeś o zawodach,
które organizujesz. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że mowa jest chociażby o
"PIEKLE CZANTORII", skąd pomysł na tą nazwę?
Rodziła
się długo, to nie był impuls, a raczej wielomiesięczna analiza różnych
propozycji. Można powiedzieć, że trasa tych zawodów, to takie piekło, które
może odczuć każdy z nas, bardziej czyściec, taka metafora. Jedna pętla nie jest
wyzwaniem, dwie to już sporo ale dopiero trzy pozwalają dotknąć tego, co
niewidzialne, wejść w samego siebie, odkryć w sobie pokłady samozaparcia,
wytrwałości, bólu. Można wiele spraw przemyśleć, chociaż z relacji zawodników
wiem,, że pod koniec dystansu z tym myśleniem bywa kiepsko...
Zawodnicy tego biegu, do wyboru mają trzy dystanse
odbywające się na jednej pętli. Osoby, które wybierają ten najdłuższy -
naprawdę dostają niezły "łomot" na szlaku - faktycznie jest tak
trudny jak sama nazwa wskazuje?
Tak.
Niewielu jest zawodników, którzy potrafią biegowo pokonać trzy pętle. Na
krótszych dystansach ten odsetek jest większy. Odcinków płaskich praktycznie
nie ma, albo pod górę, albo w dół, przy czym to “pod górę” i to “w dół” to
spore uproszczenie. Wielu zawodników, myślących o Beskidzie Śląskim jako paśmie
dla emerytów zmieniło zdanie. Nabrali szacunku do “krowiej” góry, jak wielu
nazywa Czantorię. Dla nas, którzy mają te góry na co dzień, to żadna nowość.
Praktycznie na każdej możemy wytyczyć trasy, które skyrunningowców przyprawią o
żywsze bicie serca. Dodatkowo bardzo trudne i zdradliwe podłoże. Pogoda też
dokłada swoje. Na trzech pętlach zawodnicy walczą praktycznie w nocy.
Pokonałeś kiedyś najdłuższy dystans biegu, który
organizujesz?
Nie i
nie mam takiego zamiaru.
Co powiedziałbyś osobom, które po raz pierwszy wezmą
udział na najdłuższym dystansie "Piekła Czantorii"?
Z
pozoru to proste pytanie. To wszystko zależy od tego, czego zawodnik oczekuje.
Czy tylko pokonania dystansu w limicie, czy chce powalczyć na trasie o dobry
wynik. Dobry to też pojęcie względne. Dla mnie, to taki w granicach 3:30, tyle
mi się udało wykręcić ale ja jestem średniakiem. Dla innej osoby będzie to 6
godzin, a jeszcze inny uzna, że pokonanie jednej pętli w 2:30 to porażka. Do
tych zawodów trzeba się przygotować, nie da się w nie wejść z marszu, wstać z
fotela i walczyć. Aby uznać występ za udany, trzeba mądrze przepracować cały
rok, podporządkować inne starty - to moje zdanie. Tu wyjdą wszystkie słabości,
niedociągnięcia, będą bolały mięśnie, o których nawet się nie wiedziało, że
istnieją. No ale satysfakcja na mecie gwarantowana.
A Salamandra Ultra Trail? Jest równie trudna jak
"Piekło Czantorii"? Co charakteryzuje te dwa biegi?
To
zupełnie inna liga. Cztery dystanse, dla każdego coś. Dużo biegania, piękne
widoki. Trasa bardzo urozmaicona. Trudności na dystansach są nieporównywalne,
chociaż SUT100 i Przepieron mają wspólne punkty. Na Salamandrze też są miejsca,
które mogą zniszczyć, też jest duży odsiew. Od początku nasze zawody traktujemy
jako wydarzenie sportowe. Limity są bardzo ciasne. Zawodnik bez doświadczenia
polegnie już na drugim, najdalej na trzecim punkcie kontrolnym. Można przyjąć,
że zarówno na Piekle, jak i Salamandrze najdłuższe trasy kończy najwyżej 50%
zawodników. SUT100 to spory dystans i spore przewyższenie. Mówimy tu o
najdłuższych dystansach. Te krótsze nie są już tak selektywne. Na Salamandrze
mniej wymagające.
Beskid Śląski, gdzie odbywają się zawody, które
organizujesz, to piękne tereny. Wnioskuję, że można byłoby tam wyciągnąć sporo
przewyższeń... Myślałeś żeby zorganizować u siebie bieg na tak patologicznym
dystansie jak 240 kilometrów?
Co do
przewyższeń, to już wspomniałem, dodam jedynie, że byłbym w stanie wytyczyć
trasę maratońską z przewyższeniem ponad 4000 m. Tylko po co :D. Podobnie rzecz
się ma z “patologią”.
A może bieg na dystansie 100 mil, który w dalszym ciągu
nie jest tak popularny jak na zachodzie?
100
mil, czyli jak kto woli ok. 161 km, to klasyka ultra. Wielu zawodników ten
właśnie dystans uznaje za przepustkę do krainy ultrasów. W Europie chyba
bardziej jest to 100 km. Można się spierać. Od czasu do czasu poruszamy ten
temat i na szczęście kończy się na łagodnym ominięciu.
Dobrze, do tematu "patologicznych" dystansów kiedyś wrócimy, a teraz podziel się
proszę receptą na wolny czas, w którym to wszystko robisz? Praca, pasja,
organizacje imprez biegowych, treningi, zawodowy i do tego jeszcze trenujesz
zawodników. Musisz być niesamowicie zorganizowaną osobą.
Oj
nie, nie jestem. Bałaganiarz ze mnie straszny i czasami to swoje
nieuporządkowanie, w formie złości, rozładowuje na innych. Teraz mam trochę
więcej czasu, więc nadrobiłem 16-to letnie zaległości w ogrodzie… Wielu spraw
nie udałoby się zrealizować, gdyby nie wyrozumiałość bliskich mi osób, które
chyba wywiesiły już białą flagę.
Na koniec pytanie, które zawszę zadaję... Co poradziłbyś
osobom, które zaczynają swoją przygodę z biegami górskimi?
Odpowiem jak na trenera przystało, nie spieszcie się. Góry
są i będą, zawody też będą. Trzeba poświęcić kilka lat na solidne przygotowanie
bazy, czasami podpytać trenerów jak trenować, dostosować trening do swoich
możliwości czasowych i predyspozycji. Zazwyczaj mamy wygórowane ambicje i
wysokie mniemanie o tym co możemy, a co nie. Dystans do samego siebie, pokora i
ciężka praca to recepta na długie i zdrowe uprawianie biegów górskich.
autor:Dawid Gajlusz
0 Komentarze
Akceptuję prawo autora do usunięcia opinii zawierającej treści sprzeczne z prawem, wulgarne, naruszające prawa innych osób lub powszechnie przyjęte zasady współżycia społecznego, jak również treści reklamowych i spamu. Autor strony nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych komentarzy, które są wyłącznie prywatnymi opiniami Użytkowników i nie muszą być zgodne z punktem widzenia autora strony.